wtorek, 28 sierpnia 2012

Witajcie!

Po raz kolejny obiecywałam sobie znalezienie czasu w ciągu dnia na zmalowanie i sfotografowanie czegoś dziennego w dziennym świetle, wszyło z tego tyle, że znów stawiając na kolor malowałam wieczorem... ;)
To taka wariacja na temat koloru w tendencji nieco orient, bo tak się składa, że do orientu żywię wielki sentyment.














Kosmetyki: 
  • podkład Rimmel 
  • wake me up 203
  • puder Hean Illumination 6-brzoskwinia
  • bronzer Joko Marrakech dream dla brunetek
  • cienie Sleek Curacao i Oh So Special
  • czarna kredka Deborah
  • czarny eyeliner Essence
  • szminka Avon, odcień nude glitz





Dzisiejsze malowanie było malowaniem odciągającym myśli, bo po cudownym weekendzie, teraźniejszość dnia nieweekendowego przyniosła zaginięcie mojego ukochanego kota. Gwoli ścisłości nawet nie zaginięcie, co uprowadzenie! ( już kiedyś wrócił do domu wypachniony jakimiś perfumami) I szczerze mówiąc nie tylko nie mogę się z tym pogodzić, ale i nie rozumiem jak można zabrać komuś pupila, który chociaż nie nosi obróżki zdecydowanie wygląda na kota, który posiada właściciela...



środa, 22 sierpnia 2012

Witajcie Dziewczyny!





Mam nadzieję, że u Was również świeciło dziś słońce, którego wszyscy pragniemy tak zachłannie, szczególnie teraz kiedy lato powoli dobiega końca... U mnie grzało i to porządnie, a to przez większą część dnia sukcesywnie odbierało mi ochotę na nakładanie czegokolwiek na twarz. Na szczęście wieczory stają się coraz chłodniejsze, przez co i chęci na malowanie wracają... ;) 



Chcąc nadrobić braki w makijażu przez cały długi dzień postawiłam na coś mocniejszego i z racji nadal trwającego lata kolorowego. 
Ps. Zdjęcia z lampą nie są najwyższych lotów, za co z góry przepraszam...

Kosmetyki :

  • podkład L'oreal Lumi Magique W5,
  • puder Maybelline Affinitone odcień 03,
  • bronzer L'oreal Glam Bronze dla blondynek, którego ja używam jako roświetlacza,
  • bronzer MF odcień 01 Golden,
  • cieni z paletki Sleek Curacao,
  • czarnej kredki MIYO,
  • eyeliner Golden Rose Metallic czarny,
  • tusz MF 2000 calories,
  • szminka L'oreal Color Riche Neonic Orange,







wtorek, 21 sierpnia 2012

Rajstopowe wojny. ;)

Witajcie Dziewczyny!

Mimo ogromnych chęci, by ruszyć z blogiem 'z kopyta', ponad miesięczny brak internetu uniemożliwił mi działanie. Na szczęście już wszytko pod kontrolą, a z tej okazji mam dla Was porównanie dwóch produktów koloryzujących nogi, czyli tzw. rajstop w sprayu.
Jako że z natury jestem bladolica i ciężko jest mi się opalić, a dodatkowo nie lubię wylegiwać się na słońcu produkty tego typu to moja deska ratunku, kiedy chcę by nogi kusiły letnią opalenizną. :)




Pierwszy produkt to Sally Hansen Airbrush Legs.

Opakowanie. Tu w zasadzie niewiele mam do powiedzenia, poza jedną drobną uwagą - zatyczka! Jest fatalna, nie trzyma się opakowania przez co kilka razy odłączyła się, kiedy spray miałam w torbie. Na szczęście spray nie zdążył 'fuknąć', nawet nie chce myśleć jak wyglądałyby moje ubrania, które spakowałam na weekendowy wyjazd...



Kolor. Ja wybrałam medium, na pierwszy rzut oka jest dość ciemny, jednak ja zawsze dzień przed użyciem sprayu wspomagam się samoopalaczem, przede wszystkim po to aby kolor nóg nie odcinał się od reszty ciała. Po rozprowadzeniu stapia się ze skórą, ma też widoczne w słońcu bardzo delikatne drobinki ładnie rozświetlające skórę. Plus za naprawdę dobrą pigmentację w efekcie czego niewielka ilość daje zadowalający efekt.
Konsystencja. Lekka mgiełka, która przyjemnie otula nogi, nie brudząc niczego wokoło.
Trwałość. Aplikacje produktu staram się zacząć dopiero kiedy mam pewność, że uprzednio wsmarowany balsam dobrze się już wchłonął ( w przeciwnym razie efekt będzie znikomy, bo rajstopy nabiorą za dużego poślizgu i pojawią się smugi ). Jeśli zastosuję się do swojej reguły po kilku minutach mogę się spokojnie ubrać, uważając jednak nadal by przy mocniejszym tarciu nie ubrudzić ubrań. Efekt utrzymuje się cały dzień. Opaleniznę zmywamy bez większych problemów, chociaż mnie nadal przeraża widok pomarańczowej wody.. ;)
Wydajność. Kilka razy aplikowałam go na całe nogi, myślę, że zostało mi jeszcze około 1/3 opakowania. Jest zdecydowanie bardziej wydajny niż produkt o którym napiszę Wam za chwilę.

Pojemność. 75 ml

Cena. Bardzo zróżnicowana. Ja za swoje opakowanie dałam 28 zł ( kupowałam je w perfumerii PaaTal ), ale widziałam także za ponad 50 zł w Douglasie.

Słowem podsumowania - dobry produkt, warty polecenia, jeśli nie lubimy/nie możemy się opalić, a mamy ochotę pokazać ładne opalone nogi.


Drugi w kolejce jest produkt w7 Tights in a Tin.


Opakowanie. Ten sam problem, co z Sally Hansen - niesforna zatyczka!


Kolor. Nieco ciemniejszy chociaż i tu postawiłam na odcień medium. Niestety wpada on mocniej w pomarańcz i daje nieco sztuczny efekt.
Konsystencja. Lekko wodnista, trudniej aplikuje się spray na nogi, dodatkowo szybko zasycha więc trzeba się spieszyć w rozsmarowywaniu, bo w przeciwnym razie pojawią się smugi...
Trwałość. Podobna do Sally, tu również należy uważać na silniejsze pocieranie, bo można nabawić się jaśniejszej plamy. Pod koniec dnia mogą pojawić się niewielkie zabrudzenia na ubraniu, szczególnie jeśli przylega ono do ciała.
Wydajność. Opakowanie jest większe, a mimo wszystko spray zużywa się szybciej, by osiągnąć zadowalający efekt należy nałożyć go solidniej niż pierwszy. Myślę, że spowodowane jest to konsystencją, a także samym atomizerem, który pyli szerzej, ale 'byle jak'.

Pojemność. 125 ml

Cena. 14 zł w perfumerii PaaTal.

Słowem podsumowania. Jeśli wahacie się między tymi dwoma produktami, polecam Sally Hansen. W7 mimo niskiej ceny, zostało znokautowane w tym pojedynku, najbardziej za odcień i wydajność. Lepiej dopłacić i cieszyć się naprawdę udanym produktem.

Na koniec jeszcze jedno starcie rajstop... ;)

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Kolorowo!

Witajcie Dziewczyny!
Nie da się ukryć, mamy już lato. Wprawdzie, co kilka dni następują drobne przerwy w dostawie słońca, ale tak, to już pewne, nadeszło lato. Z tej okazji postanowiłam zmalować coś, co świetnie zda egzamin na wakacyjnej imprezie i tchnie w nasze twarze maksimum radości i koloru. 
Jestem właśnie na etapie poszukiwania idealnego podkładu na te gorące dni i trochę bije się z myślami kupując raz matujący w nadziei, że dłużej utrzyma się na twarzy, innym razem rozświetlający, którego drobinki drażniące mnie zimą, latem są do zaakceptowania.
Dziś wybór padł na rozświetlenie, którego sprawcą jest L'oreal Lumi Magique i chociaż nie planuję go w tym wątku obszernie recenzować, chce się z Wami podzielić moimi spostrzeżeniami... Zacznijmy od tego, że bez bicia przyznaję się, że momentami jestem ofiarą reklam. Oglądam w telewizji jak to pięknie Lumi Magique rozświetla i stapia się ze skórą na twarzy pięknej modelki i już mam ochotę przywitać go w mojej kosmetyczce. Kupując cieszę się jak dziecko i najchętniej tuż po wyjściu z drogerii chcę przetestować nowe cudo. Wracając jednak do sedna sprawy, sytuacja ma się następująco - wracam wreszcie do domu i rozpoczynam testowanie, pierwszy plus za kolor, który udało mi się dobrać niemal idealnie, drugi za krycie, które jest średnie czyli to co trzeba kryje, ale nie tworzy maski i trzeciego plusu nie będzie, bo następuje zdziwienie - ja rozumiem, że podkład ma rozświetlać, ma zresztą delikatne drobinki, ale moja twarz sie po prostu świeci! i to świecenie nie wygląda jak rozświetlenie, bardziej jak tłusta skóra. Tu stawiam pytanie skierowane do Was - miałyście do czynienia z tym podkładem? Czy na Waszej skórze efekt był podobny? Oczywiście istnieje z tej sytuacji ratunek, który w moim przypadku sprawdził się idealnie - puder matujący, ale jaki sens ma nakładanie pudru matującego na podkład rozświetlający... ?

I wracając do początku, czyli kolorowego makijażu...
... do jego wykonania użyłam :
  • podkładu L'oreal Lumi Magique W5,
  • korektora L'oreal Touche Magique,
  • pudru Rimmel Stay Matte,
  • różu Virtual nr 11,
  • cieni z paletki Sleek Curacao i pojedynczych cieni Essence,
  • brązowej kredki MIYO,
  • czarnej kredki Deborah,
  • eyelinera Golden Rose Metallic w kolorze czarnym,
  • tuszu MF 2000 calories,
  • błyszczyka Wibo z różanej kolekcji nr 01,
  • iii chińskich sztucznych rzęs ;)





piątek, 15 czerwca 2012

Pierwsze koty za płoty!

Długo zbierałam się do założenia bloga, zastanawiałam się czym mogłabym się z Wami podzielić i postanowiłam w tym jednym miejscu połączyć kilka elementów. ( Czy Wy też miałyście taką tremę podczas pisania pierwszego postu? Ja dosłownie nie mogę zebrać myśli! )
W mojej makowej przestrzeni już niebawem znajdziecie sporo o makijażu, od wielu lat ćwiczę tą skomplikowaną sztukę upiększania na mojej twarzy, a skoro będę Wam pisała i pokazywała, co zmalowałam to niewątpliwie nie omieszkam też wspomnieć słowa o kosmetykach, których używam, zarówno do makijażu, jak i codziennej pielęgnacji. Poza tym jestem wielką miłośniczką gotowania, więc co jakiś czas możecie liczyć na jakiś smakowity przepis. Chciałabym się z Wami dzielić również pomysłami jak zrobić coś z czegoś ( niestety wyższy poziom magii - coś z niczego dopiero trenuję. ;) ), pokażę Wam jak przerobić stare ubrania, jak stworzyć oryginalną biżuterię, kto wie, może znajdzie się również coś do domu.
Mam bardzo dużo pomysłów i wielki zapał, mam nadzieję, że przyjmiecie mnie tu z otwartymi ramionami, ja dołożę wszelkich starań by miło się mnie czytało.

Pozdrawiam!