Dziiisiaj mam dla Was drugą porcję moich japońskich inspiracji w związku z zabawą u Domi. :) Nie wiedziałam za co by się tutaj zabrać i do głowy wpadł mi dwie myśli - zielona herbata i zielarka. Postanowiłam więc stworzyć zielarkę popijającą zieloną herbatę i tak oto makijaż nabrał zieleni... ;) Dodatkowo odgrzebałam moją starą paletę z Sephory, którą wspominam dobrze tylko przez wgląd na fakt, iż była wymarzonym prezentem... Poza różami i kilkoma cieniami reszta jest koszmarnej pigmentacji. Jasne cienie to zupełne nieporozumienie i powiem Wam, że ta przygoda z marką Sephora sprzed dobrych kilku lat temu nadal budzi we mnie jakiś brak zaufania do ich produktów...
Witajcie! :) Dziś pokażę Wam makijaż, który traktuje jako 100% dzienniak. Jak już kilka razy wspomniałam lubię mocniejsze oko o każdej porze dnia i nocy, kreski, czarna linia wodna oka, oj taaak - to lubię. Postanowiłam jednak zrobić sobie dziś 'na złość' i zrezygnować z moich ukochanych eyelinerów i czarnych kredek. Przyznaję - o dziwo czułam się w nim dobrze, lżej.
Kosmetyki:
podkład L'oreal Lumi Magique N4
korektor Essence I Love Stage,
puder Bourjois Healthy Mix vanilla,
cień L'oreal Magnetic Coral na powiekach, a także na polikach :)
Witajcie! :) Ponieważ bardzo spodobała mi się zabawa na bloguDomi, postanowiłam do niej dołączyć. :) Ten tydzień przebiega w klimacie japońskim i w związku z tym starałam się nadać swoim licom japońskiego rumieńca... ;) Nie jestem do końca zadowolona z efektu, miałam problem ze światłem i z samymi zdjęciami, zastanawiałam się nawet czy wrzucać na bloga ten makijaż... ale stwierdziłam, że skoro już się nad nim napracowałam to niech sobie będzie... :)
Tworząc ten makijaż myślałam o czymś, co nadawałoby się do noszenia zarówno na dzień, jak i na wieczorne wyjścia. Początkowo kolorystyka miała obejmować jedynie gamę łosi, koralu, brązu i czerni, ale kiedy już skończyłam górną powiekę dolna aż się prosiła o muśnięcie jakimś innym kolorem, a pod ręką były niebieskości... ;)
Makijaż powstać musiał, bo kiedy tylko dowiedziałam się o nie lada gratce w Rossmanie, a mówię tu o upuście na kolorówkę to oczywiście nie omieszkałam zrobić mini zakupów, a jak zakupy i nowe produkty to przecież trzeba je niezwłocznie przetestować! ;)
Jak na razie nabyłam wprawdzie tylko tusz Rimmela Scandaleyes Extreme Black, którego nigdy wcześniej nie używałam (ale duuuża szczota mnie do niego przekonała... :)), szminkę Maybelline w odcieniu delikatnego różu ( ostatnio mam hopla na punkcie takich kolorów) i eyeliner Rimmel Glameyes, bo jeszcze nie był w moim posiadaniu i ciekawość wzięła górę... ;) Po pierwszym użyciu jestem zadowolona, ale w głowie już snuję plany kolejnych 'łupów' z Rossiego... ;)