piątek, 7 grudnia 2012

Thai girl



Witajcie ! :)





Dzisiaj przyszedł czas na odsłonę mojej tajskiej inspiracji. Przyznam, że ta tematyka przysporzyła mi sporo problemów, bo po przetrzęsieniu zasobów internetu nie znalazłam nic, co by mnie jakoś konkretnie zainspirowało...
Ale nie poddałam się i dałam upust własnej hm... wyobraźni? Wyobraziłam sobie po prostu tajską kobietę oczyma Europejczyka, czyli kobietę egzotyczną, trochę tajemniczą, w kolorach nieznanych nam kwiatów...
Jeśli makijaż nie jest stricte tajski - wybaczcie. :) 


Kosmetyki :


  • podkład L'oreal True Match W1,
  • korektor Essence I Love Stage,
  • puder Maybelline Affinitone 24,
  • róż z palety Sephory,
  • cienie Sleek Curacao,
  • biały mat MIYO,
  • sypkie cienie Verona - złoty i brąz,
  • czarna kredka Gosh,
  • brązowa MIYO,
  • eyeliner Rimmel Glameyes,
  • tusz Essence I Love Extreme,
  • szminka Lovely 004 + pomadka z palety Sephora,




Pozdrawiam! :*



środa, 5 grudnia 2012

Makijaż inspirowany zimą i słów kilka o dwóch tuszach do rzęs...

Witajcie :)




Nie wiem jak Was, ale mnie zmroziło nadejście zimy szczególnie, że nie należę do jej szczególnych entuzjastek... ;)
Najbardziej obraziłam się na nią w poniedziałkowy poranek, kiedy na dobre zagościła za oknem, a ja wracając od mojego Ukochanego spędziłam mrożące krew w żyłach ( dosłownie ;) ) chwile czekając na autobus...
Postanowiłam się jednak jakoś z nią pogodzić i zamiast ulepić bałwana , stworzyłam mój zimowy makijaż... ;)







Kosmetyki, których użyłam:

  • podkład Rimmel Match Perfection wersja słoiczkowa 200,
  • puder Maybelline Affinitone 24,
  • róż Virtual 11,
  • korektor L'oreal Touche Magique,
  • cienie Sleek Bad Girl,
  • biały mat MIYO,
  • turkus Sephora, 
  • tusz L'oreal Volume Million Lashes,
  • eyeliner Golden Rose,
  • czarna i brązowa kredka MIYO,
  • pomadka Lovely 04,



Dodatkowo chciałabym Wam napisać o moich dwóch ulubionych ostatnio tuszach do rzęs.
Uwielbiam je kupować i jak wiele z Was nieustannie poszukuję swojego ideału, ale w całym tym szaleństwie mam swoją metodę - nawet jeśli kupiłam kolejny nowy to czekam z rozpoczęciem używania do momentu, aż któryś z dwóch aktualnie rozpoczętych dogorywa. 
Boję się, że używając na raz wszystkich, niektóre pozasychają, albo odejdą w zapomnienie. ;)
Obecnie w kosmetyczce goszczą :

L'oreal Volume Million Lashes

Bardzo go lubię, bo robi to, co robić powinien. Wydłuża, ładnie pogrubia i utrzymuje się na rzęsach przez cały dzień. Aplikacja dwóch warstw w zupełności mnie zadowala, a dodatkowo daleki jest od tworzenia znienawidzonych przeze mnie owadzich nóżek, o które nie tak ciężko w przypadku niektórych tuszy... ;) 
Nie jestem wielką fanką silikonowych szczoteczek, ale w tym przypadku zaczynam się do nich coraz bardziej przekonywać. 
Jeżeli miałabym mu za coś przyznać minus to jedynie za cenę - ok. 50 zł  według mnie to trochę sporo.



Drugim aktualnie używanym jest Rimmel Scandaleyes Extreme Black. 


Kupiłam go kierując się swoją intuicją i na szczęście nie czuję się nią rozczarowana.  :) Tak jak i L'oreal spełnia moje oczekiwania zarówno co do efektu, jak i trwałości, chociaż wydaje mi się, że łatwiej zrobić nim sobie 'krzywdę' nakładając go za dużo. Może stworzyć wspomniane wyżej 'owadzie nóżki'.
Lubię go za dużą szczotę, bo takich właśnie jestem zwolenniczką, a także za odcień czerni, który rzeczywiście jest bardzo wyrazisty. 
Bez problemu spędza ze mną cały dzień, nie kruszy się i nie osypuje. Jest też tańszy od pierwszego-ok 30 zł. 


Słowem podsumowania z obu tuszy jestem bardzo zadowolona, gdybym jednak musiała wybierać wolę milion rzęs od L'oreala i to właśnie ten prawdopodobnie kupię ponownie. :)
Używacie opisanych przeze mnie tuszy? A może polecicie mi coś, co w końcu ostatecznie powali mnie na kolana, tak by moje rzęsy pozostały w stałym związku z jednym produktem? :)

Pozdrawiam! 
Trzymajcie się ciepłooo! :)