Witajcie :)
Nie wiem jak Was, ale mnie zmroziło nadejście zimy szczególnie, że nie należę do jej szczególnych entuzjastek... ;)
Najbardziej obraziłam się na nią w poniedziałkowy poranek, kiedy na dobre zagościła za oknem, a ja wracając od mojego Ukochanego spędziłam mrożące krew w żyłach ( dosłownie ;) ) chwile czekając na autobus...
Postanowiłam się jednak jakoś z nią pogodzić i zamiast ulepić bałwana , stworzyłam mój zimowy makijaż... ;)
Kosmetyki, których użyłam:
- podkład Rimmel Match Perfection wersja słoiczkowa 200,
- puder Maybelline Affinitone 24,
- róż Virtual 11,
- korektor L'oreal Touche Magique,
- cienie Sleek Bad Girl,
- biały mat MIYO,
- turkus Sephora,
- tusz L'oreal Volume Million Lashes,
- eyeliner Golden Rose,
- czarna i brązowa kredka MIYO,
- pomadka Lovely 04,
Dodatkowo chciałabym Wam napisać o moich dwóch ulubionych ostatnio tuszach do rzęs.
Uwielbiam je kupować i jak wiele z Was nieustannie poszukuję swojego ideału, ale w całym tym szaleństwie mam swoją metodę - nawet jeśli kupiłam kolejny nowy to czekam z rozpoczęciem używania do momentu, aż któryś z dwóch aktualnie rozpoczętych dogorywa.
Boję się, że używając na raz wszystkich, niektóre pozasychają, albo odejdą w zapomnienie. ;)
Obecnie w kosmetyczce goszczą :
L'oreal Volume Million Lashes
Bardzo go lubię, bo robi to, co robić powinien. Wydłuża, ładnie pogrubia i utrzymuje się na rzęsach przez cały dzień. Aplikacja dwóch warstw w zupełności mnie zadowala, a dodatkowo daleki jest od tworzenia znienawidzonych przeze mnie owadzich nóżek, o które nie tak ciężko w przypadku niektórych tuszy... ;)
Nie jestem wielką fanką silikonowych szczoteczek, ale w tym przypadku zaczynam się do nich coraz bardziej przekonywać.
Jeżeli miałabym mu za coś przyznać minus to jedynie za cenę - ok. 50 zł według mnie to trochę sporo.
Drugim aktualnie używanym jest Rimmel Scandaleyes Extreme Black.
Kupiłam go kierując się swoją intuicją i na szczęście nie czuję się nią rozczarowana. :) Tak jak i L'oreal spełnia moje oczekiwania zarówno co do efektu, jak i trwałości, chociaż wydaje mi się, że łatwiej zrobić nim sobie 'krzywdę' nakładając go za dużo. Może stworzyć wspomniane wyżej 'owadzie nóżki'.
Lubię go za dużą szczotę, bo takich właśnie jestem zwolenniczką, a także za odcień czerni, który rzeczywiście jest bardzo wyrazisty.
Bez problemu spędza ze mną cały dzień, nie kruszy się i nie osypuje. Jest też tańszy od pierwszego-ok 30 zł.
Słowem podsumowania z obu tuszy jestem bardzo zadowolona, gdybym jednak musiała wybierać wolę milion rzęs od L'oreala i to właśnie ten prawdopodobnie kupię ponownie. :)
Używacie opisanych przeze mnie tuszy? A może polecicie mi coś, co w końcu ostatecznie powali mnie na kolana, tak by moje rzęsy pozostały w stałym związku z jednym produktem? :)
Pozdrawiam!
Trzymajcie się ciepłooo! :)